Zdumiewająca historia pilotek Kobiecych Sił Powietrznych, których odwaga podczas II wojny światowej zmieniła zwyczajne kobiety w niezwykłe bohaterki.
Jest 1941 rok. Audrey Coltrane zawsze chciała latać. Od małego błagała ojca, żeby nauczył ją tego na pobliskim lotnisku w Teksasie. Dlatego też kiedy rozpoczęła się wojna w Europie, bez wahania zapisała się na szkolenie pilotów wojskowych na Hawajach. Teraz nie ma czasu na romantyczne uniesienia, nawet z niezwykle pociągającym porucznikiem Jamesem Hartem, który wkrótce będzie jej tak drogi jak kobiety, z którymi lata.
W jeden pamiętny dzień nad Pearl Harbour traci tak wiele. Strata popycha ją do działania i wkrótce dołącza do korpusu kobiet pilotek.
„Dziewczyny w przestworzach” rzucają światło na mało znany kawałek historii. To portret nieustraszonych kobiet i opowieść o miłości i przyjaźni napisana tak, że poczujemy wiatr we włosach i słone łzy na policzkach.
mag_rzska –
Powieść oparta na słabo znanym fakcie z czasów wojny, o amerykańskim korpusie kobiet pilotów. Pilotki samolotów wojskowych miały odpowiedzialne zadania, pilotowały samoloty z fabryk do baz wojskowych, odstawiały do Europy, testowały po naprawach, uczestniczyły treningach artylerzystów. Z jednej strony to przebicie szklanego sufitu i przejęcie męskich zadań, a z drugiej walka z męskim szowinizmem w bazach wojskowych, konieczność udowaniania swojej przydatności. Życie Amerykanów zmienił atak na Pearl Harbor. Główna bohaterka książki Audrey Coltrane podejmuje decyzję o wstąpieniu do korpusu pilotek. Opowieść o wojnie widzianej oczami kobiet, ale też o przyjaźni i miłości. Historia w przekazie podręcznikowym najczęściej jest nudna, a taka sfabularyzowana opowieść potrafi porwać. To też zasługa oryginalnego, feministycznego tematu.
@nataliicodziennosc –
DZIEWCZYNY W PRZESTWORZACH Noelle Salazar
.
Chyba nigdy nie czytałam książki w podobnym klimacie. II wojna światowa owszem, ale raczej nie na amerykańskich terenach, a już w ogóle nic o lotnictwie. Autorka jedynie inspirowała się prawdziwymi zdarzeniami ale tło historyczne ciekawie ujęte. Podobał mi się klimat Ameryki, głównie część z 1941, przed atakiem na Pearl Harbor. Ciekawe spojrzenie na kobiety za sterami samolotów. I bardzo wnikliwe ujęcie zmian zachodzących w człowieku pod wpływ wojny.
Spokojne kobiece czytadło, z pomysłem, bez lukru. Nie genialne ale bardzo przyjemne.
Kobieta, dwóch mężczyzn, pasja latania i wojna w tle. Ale to wielkie uogólnienie z mojej strony. Bo i miłość jest inna, niż się spodziewamy (wyidealizowana ale ładna), i to zamiłowanie do lotnictwa wydaje się być dyskusyjne. Czy można się w pasji tak zatracić aby nie zwracać uwagi na nic innego? Czy tylko praca, w tym przypadku lotnictwo, jest wszystkim co składa się na nasze życie? W książce jest również o dążeniu do realizacji marzeń, które motywują do działania, i o przyjaźni, która pozwala przetrwać najcięższy czas. Ale pomimo wielu pozytywnych chwil, powieść jest przejmująco smutna i jak mi łzy leciały, to musi być grubo…
Fajni bohaterowie. Nierealne dla mnie są te kobiece przyjaźnie ale sympatycznie się czyta. Każda z dziewczyn jest inna, każda ma własną historię. Można doszukiwać się w głównej bohaterce irytujących zachowań ale po co? Ja ją rozumiem, jest w jej zachowaniu pewna mądrość. Mnie do siebie przekonuje, czasy były inne, problemy także.
Jeżeli chodzi o formę, Salazar z początku trochę idzie w opisy. Nie zrażajcie się, bardzo szybko autorce udaje się nad tym zapanować. Co mnie boli, to przekład Urszuli Gardner. Miejscami krzyczy o litość, zgrzyta między zębami.
Mimo wszystko, powieść jest ładna. Wciągnęłam się w tę historię, przeczytałam z przyjemnością. Bardzo żałuję, że tłumaczenie sporo z uroku czytania ujęło ale jeżeli chodzi o wszystko inne to według mnie udany debiut.