
Ludowe czarownictwo: Dobromiła Agiles o magii polskiego folkloru
Po latach spędzonych w świecie współczesnej magii, Dobromiła Agiles powraca do korzeni, gdzie duchowość łączy się z polskimi wsiami, dawnymi rytuałami i codziennymi praktykami. W tym wywiadzie autorka opowiada o inspiracjach do napisania swojej najnowszej książki, „Ludowe czarownictwo” (Illuminatio) i dzieli się refleksjami na temat magii ludowej.
Inspiracje do „Ludowego czarownictwa”: Powrót do Korzeni
Red.: Po sukcesie „Słowiańskiej wiedźmy” i „Magii naturalnej”, co było impulsem do napisania „Ludowego czarownictwa”? Czy możesz przybliżyć czytelnikom główną ideę tej książki?
Dobromiła Agiles: Zaczęło się od – w gruncie rzeczy smutnego – poczucia rozczarowania współczesną ezoteryką. Obserwuję to środowisko już od dwudziestu lat, mogę więc powiedzieć, że widziałam to i owo, że poznałam wiele osób podobnie myślących, uczestniczyłam w spotkaniach, rytuałach, rzucałam zaklęcia, czytałam książki, kupowałam magiczne przedmioty, kursy, kadzidła, świece. Nagle dotarło do mnie, że ten rynek jest patologiczny, że nie ma już nic wspólnego z prawdziwą duchowością – to tylko kolejny biznes nastawiony na zysk, a więc kompletne przeciwieństwo tego, czego szukałam, czego potrzebowałam.
Kiedy pisałam Słowiańską wiedźmę miałam w głowie podobne refleksje, ale wtedy jeszcze wierzyłam, że moje dwie drogi da się połączyć. Chciałam pozostać wiccańską arcykapłanką, która jednak praktykuje w bliższy naszej słowiańskiej kulturze sposób. Okazało się, że ten pomysł wywołał skrajne reakcje – od wielkiej aprobaty i sympatii, po obrzydliwy hate, którego stałam się ofiarą. Droga do książki Ludowe czarownictwo była nieco inna. Wyrasta bowiem nie tyle z fascynacji dawną Słowiańszczyzną, tą sprzed tysiąca lat, rekonstruowaną – co z naszego polskiego folkloru, magii do dzisiaj praktykowanej na wsiach, ludowej, prostej. W jakimś sensie jest to analogiczna droga do tej, którą podążyły czarownice z Zachodu – po wielkim zachłyśnięciu się nowymi kultami misteryjnymi, jak wicca, zaczęły powracać do „traditional witchcraft”, do korzeni.
Ludowe czarownictwo – esencja i dostępność
W kontekście „Ludowego czarownictwa”, pojawia się temat dostępności magii. Czy Twoim zdaniem magia jest darem przekazywanym w rodzinie?
Absolutnie nie! Dziedziczenie zdolności magicznych pachnie mi elitaryzmem i ekskluzywnością. Zakłada, że ludzie dzielą się na bardziej i mniej uprzywilejowanych. Wiem, że w niektórych tradycjach, nawet w Polsce, mówi się o tym „dziedziczeniu” (na przykład w kontekście szeptuch), ja jednak daleka jestem od takiej filozofii. Uważam jednak, że – nawet jeśli każdy z nas rodzi się ze zdolnościami magicznymi – na pewno ich wzmacnianie wymaga nieustannych ćwiczeń, praktyki, zdobywania wiedzy. Jak we wszystkich innych dziedzinach życia – nic nie dzieje się samo. Zakładanie, że rodzimy się ze zdolnościami magicznymi, trochę zwalnia nas z tej odpowiedzialności. Ot, proszę, skoro to odziedziczyliśmy, nie musimy się już uczyć.
Magia w życiu codziennym: wiejskie rytuały i praktyki
Czy odkryłaś w swojej rodzinnej historii związki z ludowymi praktykami magicznymi, które mogły wpłynąć na Twoje zainteresowania?
To zależy w jakim sensie. Jeśli w sensie magii wysokiej, to nie. Jeśli w sensie, o którym piszę w mojej nowej książce, Ludowym czarownictwie, to na pewno, bo… każdy z nas je ma! Magia spod wiejskiej strzechy nie była nigdy czymś wyabstrahowanym z codzienności, dalekim od życia i jego trosk. Przeciwnie, większość czynności gospodarskich, a także codziennych bądź cyklicznych rytuałów – była magiczna.
Miejsca mocy i zaklęcia w polskim folklorze
Miejsca mocy odgrywają istotną rolę w wielu tradycjach magicznych. Jakie znaczenie mają te miejsca w „Ludowym czarownictwie” i czy masz osobiste doświadczenia z takimi lokalizacjami?
Nie piszę o „miejscach mocy” w znaczeniu nadanym im przez współczesną ezoterykę, a jedynie o tym, że dla naszych przodków niektóre miejsca były bardziej „święte”, wyjątkowe od innych. Należały do nich m. in. szczyty gór, źródełka, stare drzewa. To właśnie z kultem takich miejsc związane są najważniejsze narodowe sanktuaria: Święty Krzyż, Święta Lipka, Licheń, Jasna Góra, ale też setki, jeśli nie tysiące lokalnych kościółków i kapliczek, do których pielgrzymowali ludzie. Z drugiej strony niektóre miejsca uważane były także za niebezpieczne, jak mówiono na Podlasiu, „czarne”: bagna, uroczyska, rozstaje, cmentarze. W magii można było wykorzystać je do pozyskania potrzebnych przedmiotów, o czym również piszę w książce.
Moje ulubione miejsce mocy znajduje się dziesięć minut spacerem od mojego domu. To wielki, pewnie z dwustuletni dąb rosnący w lesie. Przychodzę pod niego zawsze, gdy muszę pomyśleć w samotności albo po prostu się odstresować. Zabieram tam moje dzieci, by mogły się do niego poprzytulać.
Ludowe zaklęcia miłosne: doświadczenia Dobromiły Agiles
Zaklęcia miłosne to popularny element magii ludowej. Czy mogłabyś podzielić się swoimi refleksjami na temat roli takich praktyk w tradycji i ewentualnie swoimi osobistymi doświadczeniami?
Kiedy byłam młodsza próbowałam zaklęć miłosnych, jak chyba większość z nas. Dzisiaj zbliżam się do czterdziestki, mam partnera, dzieci, kota i dom z ogrodem. Nie potrzebuję takich metod. Jestem głęboko wdzięczna za to, co przyniósł mi los. Mogę jedynie powiedzieć, wspominając poprzednie lata, że nigdy żadne miłosne zaklęcie, które rzucałam, nie skończyło się dobrze.
Wyzwania i kontrowersje wokół magii ludowej
Jakie wyzwania dostrzegasz we współczesnym środowisku osób zainteresowanych magią ludową i co Twoim zdaniem mogłoby przyczynić się do jego rozwoju?
Chciałabym, żeby współcześni praktycy magii (wszelkiej) lepiej się ze sobą dogadywali. Mam wrażenie, że jest to niezwykle skonfliktowane środowisko, w którym nieustannie trzeba walczyć o dominację. Co więcej, wiele osób bezrefleksyjnie słucha opinii swoich „guru” bądź podąża za rozmaitymi modami, które przemijają. Jak wspominałam wyżej, dwadzieścia lat obserwowania jakiegoś podwórka „od środka” naprawdę pozwala na wiele refleksji.
Twoje wcześniejsze publikacje wywoływały różne reakcje. Jakie nastroje towarzyszą Ci przed premierą „Ludowego czarownictwa” i czy spodziewasz się podobnych dyskusji?
Jestem pewna, że znajdą się osoby gotowe skrytykować mnie z samego faktu, że jestem Dobromiłą Agiles, persona non grata polskiej ezoteryki. Co więcej, ze smutkiem zauważyłam, że żyjemy w kulturze hate’u, który szczególnie w internecie zbiera krwawe żniwo. Tam nikt nie ma tak naprawdę ochoty na wysłuchanie drugiej strony i jej argumentów, liczy się tylko, kto komu bardziej „pojedzie”. Długo dochodziłam do siebie psychicznie po tym, jakie słowa kierowano do mnie i mojej rodziny (!) po publikacji Słowiańskiej wiedźmy. Dzisiaj jednak puszczam to w niepamięć.
Ludowe czarownictwo jest w całości, od pierwszej do ostatniej strony, oparte na bardzo drobiazgowych, naukowych źródłach, z których skorzystałam. Spędziłam wiele miesięcy w bibliotekach i na kwerendach, właśnie po to, by móc wytrącić moim adwersarzom z ręki niektóre argumenty. Ale jak będzie? Jestem przekonana, że hate i tak się pojawi. Tym razem jednak nie ma to dla mnie znaczenia. Skupiam się na tych czytelnikach, do których serc trafię. Zachowuję w pamięci wszystkie ciepłe, miłe słowa i wiadomości, które otrzymałam po publikacji Słowiańskiej wiedźmy i Magii naturalnej od tych, którzy zrozumieli moje przesłanie. A jest ono we wszystkich moich książkach jedno: kochajmy nasze korzenie. Nasze dziedzictwo. Naszą własną, rodzimą magię, której nie musimy zastępować obcymi wpływami, bo dla nas jest najcenniejsza.