Czy chcesz przeczytać książkę, która nie jest kolejną słodką komedią romantyczną? Jeżeli tak, to debiutancka powieść Anity Chrząszcz It’s snowtime jest tym, czego szukasz!
Plan Kornelii na najbliższy czas wygląda następująco:
- Wyprowadzić się z mieszkania (w którym przyłapała chłopaka na zdradzie).
- Nauczyć się radzić sobie w domku na odludziu (gdzie nie przestaje padać śnieg).
- Oddać konspekt powieści (już dawno przekroczyła umówiony termin).
- I na sam koniec: po prostu nie zwariować.
Ostatnio w życiu Kornelii doszło do nieoczekiwanego zwrotu. Jedyne, co może ją teraz uratować, to wrodzone poczucie humoru, hart ducha i przyjaciele.
Problem jednak w tym, że choć plan wydaje się idealny, jego realizacja nie jest taka prosta. Śniegu jest coraz więcej, a weny coraz mniej. Przyjaciel jest bardziej irytujący niż pomocny. Jakby tego wszystkiego było mało, w życiu dziewczyny pojawia się przystojny hydraulik i nieplanowana klątwa. A to dopiero wierzchołek góry lodowej. Jedno jest pewne – Kornelia nie może narzekać na nudę.
Koniecznie przygotujcie paczkę chusteczek, bo ta historia rozbawi was do łez.
It’s snowtime Anity Chrząszcz to przepełniona humorem powieść o tym, jak bardzo nasze plany mogą odbiegać od tego, co przygotował dla nas los.
Zaczytanaori –
Życie Kornelii wywraca się do góry nogami. Chłopak przyłapany na zdradzie. Wyprowadzka. Zastój pisarki i goniący ją termin. Na horyzoncie pojawiają się kolejne problemy i kłopoty…
Jak na debiut to nie jest zła ta książka. Szybko się czyta. Jeśli chodzi o humor to wiadomo, każdy ma swój gust i to co dla kogoś jest śmieszne, niekoniecznie będzie dla nas. Tak było w moim przypadku. Czytałam u kogoś jak to dialogi w książce są genialne, idzie się popłakać ze śmiechu (no jak dla mnie nie, a to dziwne bo uwierzcie mi mam bardzo duże poczucie humoru i jeśli nikt się nie śmieje to jest jak w banku, że ja owszem). Owszem jest sporo zabawnych dialogów ale co najwyżej wywołały lekki uśmiech na twarzy i to przeważnie gdy czytamy wymianę zdań pomiędzy Kornelią a jej przyjacielem bo przeważnie są to jakieś zabawne przepychanki słowne. Chociaż! Niektóre dialogi były lekko „mrożące” jak to mawia młodzież.
„-Jadę, Roni. Gdybyś czegoś potrzebowała, dzwoń.
Potrzebowałam. Dwóch miesięcy snu, kilku litrów whysky i porady życiowej na wagę złota. A wszystko to na wczoraj.”
Wyczułam bardzo mocną inspirację w pewnej scenie, która pojawia się w kultowym filmie „Listy do M” ona była akurat zabawna ale na filmie również się przy tym uśmiałam. Książkę oceniam jako średnią, ani mnie jakoś nie porwała, ani w drugą stronę- nie czuje abym zmarnowała czas. Z ciekawości zerknę na kolejną książkę autorki jeśli nie będzie to komedia.