„Była godzina dwudziesta trzecia, kiedy po raz ostatni sprawdziłem pocztę i wyłączyłem telefon, licząc na to, że robię to na zawsze”.
Mark Boyle, znany na świecie jako „człowiek bez pieniędzy”, opisuje swoje życie bez technologii, rządzone rytmami pór roku, na tle krajobrazu dalekiego od miejskiego zgiełku. W swojej książce dzieli się wnioskami, które skłoniły go do „powrotu do korzeni”, oraz osobistą podróżą w poszukiwaniu sensu życia i pielęgnowaniem człowieczeństwa bez udziału urządzeń elektronicznych.
Jego pełna otwartości, podszyta poczuciem humoru opowieść skłania do refleksji: czy jestem w stanie przełączyć się na stałe na tryb offline? Czy poczucie wygody zatraca we mnie radość z codziennych czynności? Jakie działania mogę podjąć, aby bliżej połączyć się ze światem i otaczającymi mnie ludźmi?
biblioteczka _justyny –
Żyjemy w dziwnym czasach, w czasach, w których wystarczy kilka kliknięć, by zrobić zakupy, które przyjadą pod same drzwi, albo wysłać zdjęcie wysypki lub zrobić videorozmowę, by dostać poradę lekarską. Na takie udogodnienia pracowaliśmy w końcu wiele, wiele lat. Jednak, czy aby na pewno są to dobre czasy… Mark zaczął kwestionować taki stan rzeczy i postanowił przestać korzystać z komputera, a nawet poszedł o krok dalej, ponieważ przestał korzystać z prądu, a nawet z toalety w domu. Dziś takie warunki uznajemy za skrajne ubóstwo, ale jeszcze nie tak dawno w dziejach ludzkości, taki stan rzeczy był normą. Tylko czy kiedyś ludzie nie mieli łatwiej, mimo iż mieli trudniej. Relacje nie były tak zaniedbane, jak obecnie. Praca u podstaw była serwowana dziecku już od maleńkości, a dziś niejeden osiemnastolatek nie wie, na czym tak właściwie polega dorosłość.
Nie będę ukrywać, bo z pewnych wygód nie potrafiłabym zrezygnować, ale staram się być w tym świadoma, jednak czy strona, w którą zmierza ludzkość, to ta dobra strona?
W książce autor pokazuje nam, jak wygląda jego życie w poszczególnych porach roku, a także przedstawia swój sposób postrzegania świata i na pewno skłania do przemyślenia swojego postrzegania.
Cytaty:
✒”Prawdziwe niebezpieczeństwo nie polega na tym, że komputery zaczynają myśleć jak ludzie, ale że ludzie zaczynają myśleć jak komputery.”
@nataliicodziennosc –
Autor postanawia „wyjąć wtyczkę” usprawniającą jego dotychczasowe życie, tym samym zaczyna bycie „offline”. Na irlandzkim ranczo, żyjąc z pracy własnych rąk.
Pierwsza kwestia dotyczy książki. Czytało się znośnie, choć nic mi nie urwało. Opisy przyrody, codzienne rytuały, osobiste refleksje. Ok, kupuję takie leniwe opowieści. I choć język mnie nie uwiódł jakbym tego oczekiwała a moralizatorski ton autora często drażnił to i tak warto przeczytać. Przyznam, miejscami byłam ciekawa poczynań autora. Jest też kilka rozsądnych spostrzeżeń, w kilku miejscach się zgadzamy, np. o współczesnych ruchach ekologicznych. Na plus przemawia fakt, że to nie poradnik. Nie dość, że nie lubię, to do czego byłby mi potrzebny akurat taki 🤷♀️ Wartość dodana książki to Irlandia, można trochę wyczytać i o niej i o jej mieszkańcach.
Druga kwestia to ta związana z nasuwającymi się po przeczytaniu pytaniami. Dla mnie to utopia i gra pod publikę. Zresztą, facet rocznik 79. a bajdurzy jakby przeżył 90 wiosen. Kocham spokój i brak towarzystwa ale nie rozumiem dlaczego miałabym w XXIw. rozniecać w domu ogień za pomocą tarcia. Dlaczego miałabym wyzbyć się wielu wszelakich udogodnień, które powstały aby uprzyjemnić mi życie? Poza tym, kosztem własnego widzimisię włazi buciorami w obecną tam florę i faunę. Był weganem teraz rozkładając sarnę na czynniki pierwsze dorabia do tego ideologię. Wiem też, że na takie życie może sobie pozwolić ktoś bez dzieci, kredytu i wielu in. Dla mnie trąci trochę egoizmem. Żyje z pracy własnych rąk. I co? Niby bogatsze to jego życie? I czy to daje mu prawo bezwzględnego krytykowania ludzi takich jak my? W sensie wpisujących się w ogólnie przyjęte normy?
Trochę przekłamań i zaprzeczeń w tej historii jest również ale odsyłam do lektury, sami oceńcie.