Cóż, idea tych artykułów ogólnie polega na tym, że ja albo Magda piszemy Wam o ludziach z redakcji i związanych z nimi zjawiskami. Dowiadujecie się o naszych gustach, przygodach, aktualnych momentach, które przeżywamy w pracy i niemal intymnych doświadczeniach.
Jednak siedząc dziś w pracy i rozglądając się wokoło, nie mogę stwierdzić, że takie na chwilę obecną istnieją. Doznania pojedyncze, personalne, nawiązujące do indywidualnych doświadczeń? Brak.
Jesteśmy jednym mózgiem i spójnym wielkim mechanizmem. W naszych głowach echem odbijają się szczeknięcia. W redakcji króluje on, zmiatając na bok wszystko inne.
Jedyny.
Niepowtarzalny.
Uroczy.
Niby „był sobie”, a ciągle jest.
PIES z „Był sobie pies”, czyli przyjaciel każdego. Nosi wiele imion, wszak ma niejedno wcielenie. Większość czytelników i widzów (skubany doczekał się ekranizacji przygód!) zna go jako Baileya.
Dziś nie możemy myśleć o niczym innym. Dlaczego?
Wczoraj miejsce miała oficjalna premiera książki. Bailey dumnym, jak na czworonoga przystało, krokiem wkroczył na półki i czeka na Was ze swoim przyjemnym w dotyku noskiem. Aż chce się go pomiziać, sprawdźcie!
Jutro natomiast na wielkie ekrany wchodzi film pod tym samym tytułem. To nie przypadek – pomysłem na ekranizację była ta najbardziej pomerdana historia na świecie.
U nas każdy spogląda skupiony w swoje monitory, a na nich dzieje się coś związanego z psem. TYM psem. Marketingowcy, handlowcy, graficy pracują pełną parą.
Raz po raz ktoś westchnie, mówiąc z nostalgią: „Ten świat jest naprawdę pomerdany”.
Jednak nikt tak naprawdę nie narzeka – nie każdy ma przyjemność pracować z tak wdzięcznym tematem, jakim jest puchaty, czworonożny przyjaciel.
Był sobie pies to dla nas wszystkich synonim zdania: „Była sobie ciężka praca i wielka satysfakcja”.
Mamy nadzieję, że docenicie nasze działania i zapoznacie się z futrzanym ziomkiem, który tylko czeka, aż wsadzi Wam mokry nosek w dłonie. Przynajmniej metaforycznie.
Wszystko jest możliwe, kiedy czyta się książki, prawda? Ogranicza nas tylko wyobraźnia!
No to szczekamy, pfff… to znaczy, CZEKAMY, na Wasze wrażenia z lektury. Tak rasowego bohatera nigdzie nie spotkacie.